Tede zrealizował bardzo ambitny plan i wyszło mu doskonale. Koncert zagrany przez niego w Katowicach z okazji 20-lecia płyty „S.P.O.R.T.” już przeszedł do historii. Fani rapu zapamiętają to wydarzenie jako legendarne. Szczęśliwcy, którzy tam byli mają w głowie wspomnienia znacznie bardziej kosztowne niż cena wejściówki. Ale po kolei…
Co tam się działo?
Zacznijmy od tego, gdzie odbył się koncert. Na miejscówkę wydarzenia wybrano Międzynarodowe Centrum Kongresowe w Katowicach. Ogromna pojemność budynku nie przeszkodziła w wyprzedaniu wszystkich biletów. Ostatnia sztuka sprzedała się chwilę przed rozpoczęciem.
Klimat wydarzenia miał nas cofnąć we wczesne lata dwutysięczne. Fani, którzy przybyli na event ubrali się w ubrania inspirowane tamtymi czasami. W środku, w sali przejściowej stał legendarny błękitny Panzer. Już to wszystko wywołało faktyczne i szczere poczucie wrócenia się do przeszłości, a sam koncert jeszcze się nie rozpoczął.
SPRAWDŹ TO: TEDE wypuszcza kawałek o Chadzie, kończy konflikt z Borixonem [VIDEO]
Jednak przejdźmy do najważniejszej rzeczy, czyli samych występów. To było coś niepowtarzalnego. Prawdziwy koncert hip-hopowy w pełnym jego klimacie zrealizowany na dzisiejsze możliwości zdał egzamin celująco. Na scenie poza samym Jackiem mogliśmy zobaczyć między innymi O.S.T.R.-a, Jokę i Fokusa. Wszyscy razem na scenie w świetnej synergii i energii, którą obecni zapamiętają na długo.
Nareszcie musiał nadejść moment zagrania numeru, który najbardziej rozbujał obecnych na koncercie. W tłumie było wyraźnie widać ludzi, których uśmiechy sygnalizowały, że to na tę chwilę czekali najbardziej. Chodzi melanżowy klasyk – „Drin za drinem”. W trakcie wykonywania go, Jacek przerwał koncert i wspomniał zmarłego Radoskóra, zanim przyszła pora na jego zwrotkę.
Nazwać takie wydarzenie zwyczajnym koncertem to złośliwe odbieranie mu jego prestiżu. Bardziej trafnym określeniem jest mały festiwal. Mieliśmy tu topowych artystów sceny rapowej z różnych lat, bawiących się razem na scenie i trzymających publiczność jak w transie. Wszystko to w genialnie zaplanowanym i niecodziennym klimacie. Zauważalny był wyjątkowo mały odsetek ludzi trzymających w rękach smartfony. Większość zwyczajnie wolała się oddać zabawie.
Wielki dzień dla hip-hopu
Wisienka na torcie została oczywiście na koniec eventu. Zahipnotyzowani fani wpatrywali się w scenę, a na nią wszedł Borixon. Tede zaczął krzyczeć do mikrofonu, żeby wszyscy zrobili dla niego wielki hałas. Artyści zakończyli trwający wiele lat spór w najpiękniejszy sposób na świecie. Na oczach słuchaczy, na wielkim wydarzeniu wspominającym czasy ich przyjaźni.
Jakby tego było mało, raperzy powiedzieli sobie wzajemne, szczere słowa przeprosin. Wymieniając zdania Tede w pewnym momencie zapytał, czy teraz może być w chillwagonie. Borixon natychmiast zakomunikował, że od teraz Jacek jest członkiem ekipy. W tym momencie widać było w tłumie sporo ludzi, którzy nie wierzyli do końca w to, co się dzieje na ich oczach.
Podsumowując, koncert Tedego z okazji jubileuszu jego pierwszej solowej płyty to widowisko, które każdy obecny zapamięta na długi czas. Show, które dał Jacek ciężko porównać do jakichkolwiek innych występów. Wszystko w świetnym i klimatycznym miejscu. Miało być cofnięcie w czasie i tak właśnie się stało. Widzieliśmy prawdziwe emocje połączone z niepowtarzalną aurą oraz pojednanie dwóch wielkich przedstawicieli polskiej sceny rapowej. Wczoraj wygrał hip-hop.
Tekst: @fifislv
Wiemy, jak Borixon zareagował na książkę KRZYSZTOFA KOZAKA i Huberta Kęski – „Drin za drinem, za kreską kreska”. Zobacz to na naszym kanale!
fot. @ciociaewaaa_foto
